EFC

Aktualności

03.02.2024

Bliżej szkoły: Prace domowe – potrzebne czy nie?

Niezwykle żywa dyskusja toczy się obecnie i co ciekawe dotyczy ona szkoły! Wreszcie jakiś temat z zakresu edukacji zagościł w publicznej debacie, rozmowach w szkołach, domach i przestrzeni wirtualnej.


Wypowiadają się prawie wszyscy! Bo jak wiadomo na edukacji w naszym kraju zna się właściwie każdy. Nauczyciele i nauczycielki, przedstawiciele dyrekcji, badacze edukacyjni, rodzice, dziennikarze i dziennikarki, politycy i polityczki, przechodnie w sondach ulicznych deliberują, czy zadania domowe to potrzebna praca, przyczyniająca się do rozwoju młodego człowieka czy stracone godziny, obciążenie dla całej rodziny. Czy praca domowa jest potrzebna każdemu i powinna być obowiązkowa, czy raczej dotyczy określonej grupy lub danego etapu edukacyjnego? Czy ilość zadań domowych przekłada się na osiągnięcia uczniów/uczennic? Jakie są rodzaje prac domowych? Czy każde zadanie może stanowić pracę domową? Co jest pracą domową, a co nie jest? Ile dyskutujących osób, tyle odpowiedzi, tyle wariantów podejścia do problemowej kwestii.

Czy premier naprawdę słucha młodych?

Likwidacja prac domowych – skąd wziął się ten pomysł? Można by pomyśleć, że skoro tak aktywnie i gremialnie o tym rozmawiamy, to jest to rzeczywiście wielki problem polskiej szkoły. Tak oczywisty, że jeśli tylko się nim zajmiemy, uzdrowimy proces uczenia się i każdy podmiot tworzący polską szkołę. Można by sądzić, że wskazano ten problem podczas konsultacji ze środowiskiem szkolno-rodzicielskim. Albo że szczególnie wybrzmiał podczas pierwszego czy drugiego Szczytu dla Edukacji, kiedy to o zmianach polskiej edukacji na lepsze rozmawiali przedstawiciele różnych środowisk, zainteresowanych szkołą. Otóż nie! Jeden z polskich uczniów, jeden z wielu, młody człowiek, na spotkaniu przedwyborczym z premierem Donaldem Tuskiem o taką zmianę poprosił [1].

Ruch premiera i ministerstwa w zakresie likwidacji prac domowych został podjęty zaraz po wyborach. Wielka szkoda, że bez konsultacji i rozmowy z tymi, którzy naprawdę się na tym znają. Oni mogliby przecież podpowiedzieć pewne rozwiązania. Bo niewątpliwie warto słuchać ludzi i być uważnym na ich potrzeby. Jednak kluczowe, nie tylko w polityce, ale przede wszystkim w procesie uczenia jest, by jednostkowe obawy, potrzeby odnieść do odpowiedniego kontekstu albo poddać krytycznej analizie. Nie trzeba być wielką badaczką społeczną ani psychologiem, by wiedzieć, że indywidualne doświadczenia dość wąsko zarysowują sytuację i bez ich analizy w szerszym wymiarze, po prostu nie wypada wykonywać ruchów, których skutki przełożą się na pracę specjalistów/specjalistek w tym zakresie, atmosferę w szkole czy dobrostan nauczycieli/nauczycielek. Kwestia prac domowych stała się priorytetem w myśleniu o uzdrowieniu edukacji. I to nie powinno się zdarzyć. Ta zmiana to punktowe myślenie o szkole, bez uwzględnienia całego procesu, w którym ten konkret funkcjonuje. To patrzenie na szkołę i jej bolączki z perspektywy żaby, nie ptaka. Ewidentnie brak w tym wizji.

Prace domowe wierzchołkiem góry edukacyjnej

Jako doświadczona nauczycielka chciałabym, aby przedstawiciele systemu edukacji mi zaufali i pozwolili na autonomię. Problem z pracą domową wolałabym rozwiązać z uczniami/uczennicami w danej klasie, nie za pomocą rozporządzenia, które będę musiała jako ważny dokument respektować. Wolałabym, aby reakcja premiera na prośbę jednego ucznia była bardziej dalekowzroczna. Skoro kogoś obciążają prace domowe, to niewątpliwie trzeba coś z tym zrobić. Może jednak, nie od razu likwidować zadania domowe, które od wieków w różnym zakresie jednak wspomagały rozwój człowieka w procesie uczenia się. Może wprowadzić rozwiązania, które zaowocowałyby tym, żeby w szkołach takie problemy rzeczywiście wybrzmiewały, a uczniowie/uczennice i ich rodzice mieli do szkoły zaufanie oraz odwagę, by takie kwestie przedyskutowywać na godzinach wychowawczych, zebraniach klasowych bądź w gabinecie dyrekcji. To, czego naprawdę potrzebuje polska szkoła, to zaufania płynącego z góry oraz zwiększenia świadomości edukacyjnej rodziców choćby przez zmianę sposobu komunikacji na linii szkoła-dom z jednokierunkowej na dwukierunkową.

Warto słuchać młodych

W rozmowach z uczniami/uczennicami słyszę, że nauka i rozwój są nierealne bez prac domowych. Są przekonani, że kluczowe są tu jakość, nie ilość zadań, oraz motywacja wewnętrzna, czyli nastawienie, że coś ćwiczysz w domu, bo chcesz to rzeczywiście lepiej przyswoić. Prace domowe według nich powinny być zróżnicowane i niekoniecznie oceniane. Pytanie o tę obecnie gorącą edukacyjną kwestię skierowaliśmy również do młodych ludzi związanych z naszą Fundacją w ramach programu stypendialnego Horyzonty. Dawid, stypendysta, uczeń klasy pierwszej liceum z Białegostoku, powiedział, że nie wyobraża sobie, by znieść prace domowe na każdym etapie edukacyjnym. Bo brak prac domowych wpłynie na to, że ludzie nie będą się uczyć. Ponadto zwrócił uwagę, że nie można likwidować prac domowych, bez myślenia o potrzebnych zmianach w całym systemie. Magda, absolwentka Horyzontów, wprost stwierdza, że zadania domowe są potrzebne, bo motywują człowieka do tego, żeby nauczył się czegoś samemu. One wpływają na zdolność do samodzielnej nauki, a to coś, co się przydaje przez całe życie. Dodaje również niezwykle ciekawą refleksję, że jeśli w szkole/klasie jest atmosfera do nauki, to samemu chce się robić dodatkowe, domowe zadania.

Oczywiście, że nie wszyscy młodzi ludzie mają tak głębokie i dalekowzroczne przemyślenia w odniesieniu do prac domowych. Posłuchajmy zatem również tych, którzy mają inne doświadczenia. Dlatego może warto na fali gorącej dyskusji o zasadności likwidacji prac domowych zainicjować na ten temat debatę w szkole. To niewątpliwie dobry moment, by pokazać, że ich głos się dla nas liczy, choć w tym wypadku chodzi tylko – a może aż – o przestrzeń naszej szkoły.

Agnieszka Ciesielska

 

Źródła:
1. https://www.youtube.com/shorts/ofHTEDPEQeg